poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Charków

Jadąc na Ukrainę myślałam, że Charków to taki większy Donieck, tyle że z metrem. Oj, jak bardzo się myliłam!

Wycieczkę do Charkowa zaproponowała mi Larisa. Tym się różniła od innych wyjazdów, że nie była popijawą, a większość uczestników stanowili Ukraińcy. Może własnie dlatego nie była popijawą, bo z wyjazdów w głównie polskim towarzystwie mam nie najlepsze wspomnienia. A więc pojechała nas siódemka: Larisa, Kristina, Swieta, Pasza (za jakie grzechy...), Fabien (biedactwo, niewiele rozumiał, bo gadaliśmy głównie po rosyjsku), Magda i ja.

Podróż platzkartą nie była taka zła jak ostatnio. Nie było chrapania na trzy głosy i nikt nie został w Dnipro. Może dlatego, że nie jechaliśmy przez Dnipro. Za to okazało się, że pokonanie odcinka Donieck-Gorlowka  (50 km) pociągiem zajmuje 2 godziny. Teraz już wiem dlaczego do Charkowa jedzie się osiem (i dobrze, jakby jechał krócej to by się nie można było wyspać). Na miejscu byliśmy o 5. Dziewczyny, na naszą prośbę, znalazły kabiny prysznicowe, więc się nawet można było wykąpać. O 6 rozpoczęliśmy zwiedzanie. Okazało się, że chociaż dla Swiety była to pierwsza wizyta w byłej stolicy Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, miałam wrażenie jakby znała to miasto na wylot. Tak profesjonalnego przygotowania do zwiedzania nie widziałam od dawna.

Podczas zwiedzania odwiedziliśmy Sobór Zwiastowania, który wygląda jak rurki Roshena, monastyr Pokrowski (Pokrowa - opieka Matki Boskiej), gdzie nam kazali przyodziać łachmany udające spódnice* i mieli elektronicznie wyświetlony napis Христос воскрес (Chrystus zmartwychwstał), widzieliśmy budynek opery, w którym był casting do ukraińskiej edycji X Factor, najfajniejszy pomnik Tarasa Szewczenki na Ukrainie, największy plac Europy i największy targ po tej stronie Bosforu (coś na kształt Stadionu X-lecia). Poza tym udało nam się poznać babcię klozetową, która nienawidzi świata i wszystkich wkoło obraża, wkurzyć Paszę, przejechać kolejką górską z jednego końca miasta na drugi, zobaczyć okropny stadion Metallurga i zjeść pyszne bułeczki w sklepiku pod stadionem (obsługa próbowała do mnie mówić po angielsku!).

Doniecka (właściwie to doniecko-makiejewska) część ekipy uważa, że Donieck fajniejszy, a my znalazłyśmy w Charkowie to, czego nam w Doniecku brakuje. Czyli atmosfery miasta kulturalnego. Charków jest dla nas czymś między Donieckiem i Kijowem, czyli rozwiązaniem idealnym. Magda już nawet kombinuje jakby tu się na studia do Charkowa wybrać.

rurkowa cerkiew
rurki Roshena

order

kawiarnia

monastyr
elektoronika w świątyni

tego mi brakuje w Doniecku!


pomysł
Taras z historią Ukrainy

Towarzysz

latający beczkowóz (Copyright by Kama)

bazar po godzinach

pająkowate monstrum
PS. Cmentarzu, na którym pochowano ok. 3800 więźniów obozu w Starobielsku, których morderstwo stanowi część zbrodni katyńskiej i na którym Panu Prezydentowi doskwierała goleń nie odwiedziłam i nie mam zamiaru odwiedzać.

*Jak ja nie lubię, gdy reguły co do odzieży dopuszczalnej w świątyni obowiązują tylko jedną płeć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz