sobota, 10 marca 2012

Premier League i Arsenal, czyli o futbolu na Ukrainie

Dziś będzie o tym, co Ole lubią najbardziej. Albo prawie najbardziej. Czyli o piłce. Ale żeby Was nie zanudzić, niewiele będzie o piłkarzach, finansach klubów, czy kwestiach organizacyjnych, bo Ola na meczach najbardziej lubi kibicować i właśnie o kibicowaniu będzie poniższy tekst.

Z racji tego, że ceny biletów na mecze Szachciora są dostosowane do poziomu zamożności społeczeństwa (są albo bardzo drogie, albo całkiem tanie - na moim ostatnim widnieje cena 15 grn, a to taniej niż piwo na koncercie), to można się przyjrzeć z bliska jaki nasi wschodni sąsiedzi mają stosunek do piłki nożnej.

Arsenal Kijów
Najwyższa klasa rozgrywkowa nosi nazwę Прем'єр-ліга (czyt.Premier Liha), a jeden z grających w niej klubów nazywa się Arsenal. Ale nie Londyn, a Kijów. Tottenhamu Charków na szczęście nie ma. Poza tym  ze względu na źródła finansowania oraz sposób zarządzania klubem nazwa "the other Chelsea" świetnie pasuje do Szachtara. Na tym podobieństwa do Anglii się kończą.

Poziomu piłkarskiego oceniać nie będę, bo zazwyczaj przysypiam na meczach, więc nawet nie wiem jak grają (poza tym, że nudno). Siedzący ostatnio na meczu obok mnie Dominik (regularny bywalec obiektu przy Konwiktorskiej 6) stwierdził, że poziom i tak jest wyższy niż na naszym rodzimym piłkarskim podwórku. Ale to chyba trudne do osiągnięcia nie jest.

Liga ukraińska oprócz Premier League przypomina również Primera Division. Tu też liczą się tylko dwa kluby. Chociaż jak patrzę na postawę piłkarzy Szachciora to mam wrażenie, że ich dominacja powoli się kończy.

Kto przychodzi na mecze? Na trybunę VIP wiadomo - lokalna elita. A na inne? Górnicy, robotnicy, kierowcy, studenci, uczniowie i my. Panowie przyprowadzają swoich synów i chwała im za to - zawsze to jakaś forma zacieśnienia więzi między członkami rodziny. Ale atmosfery piłkarskiego święta nie ma. Rodzinnego pikniku też nie. W ogóle nic nie ma.

Teoretycznie ultrasi siedzą w sektorze B, za bramką. Teoretycznie, bo ultrasów to tu jeszcze nie widziałam.   Niby mają jakiś baner nad sektorem, ale jakiś taki nijaki. Przyśpiewki ograniczają się do krzyknięcia od czasu do czasu "Szachcior" i tyle. Prowadzenia dopingu brak. Żadnej sektorówki, barwy słabo widoczne. Kilka osób ma szaliki, ktoś ma pomarańczową flagę i tyle. Piją piwo i jedzą semki. Do czego to doprowadza? Na meczu z Metalistem Charków większą sympatię budzili we mnie kibice rywala.A gdy po pół godzinie gry Szachtar przegrywał z Dnipro trybuny zaczęły pustoszeć.
sektor fanklubu
Ale fan shop mają fajny. Dużo lepszy niż na przykład Real Madryt.

Kto mnie choć trochę zna, wie, że nie jestem fanką wielkich drużyn obracających wielką kasą i handlujących piłkarzami o ego większym niż Sierra Leone. Bliżej mi do Newcastle, Hoffenheim, czy Napoli niż do ManU, Bayernu czy Interu. W tym przypadku dochodzą jeszcze różnice natury ideologicznej. Dlatego wielką fanką Szachciora nie zostanę. Będę im kibicować na arenie międzynarodowej, bo fajnie by było, gdyby ktoś przerwał dominację Hiszpanii, Anglii i Włoch, ale nic poza tym.

Ja chcę na mecz Sevilli...

1 komentarz:

  1. Cześć!

    Prowadzisz naprawdę fajnego bloga. Gdybyś chciał "na serio" zająć się dziennikarstwem piłkarskim, pisz na gadu-gadu: 8088463. Myślę, że mam dla Ciebie ciekawą propozycję :)

    Pozdrawiam,
    Paweł.

    OdpowiedzUsuń